
Patrząc z dzisiejszej perspektywy na „piękne i odległe” lata 60., wolno zasadnie twierdzić, że w politycznym wymiarze sfery publicznej kontrkultura zdziałała niewiele – nie zdołała zachwiać utrwalonym ładem instytucjonalnym ani go przekształcić, chociaż przeciwko niemu się buntowała. Wreszcie to, co decydowało o specyfice kontrkultury jako ruchu radykalnego sprzeciwu wobec społeczno-kulturowego mainstreamu lat 70., przeszło obecnie w obszar dyskursu kultury masowej, a sam bunt został skanalizowany i wchłonięty przez struktury korporacyjnego kapitalizmu. Co w takim razie zostało nam z kontrkultury, czy posiada ona jeszcze jakiś, choćby symboliczny, potencjał, ożywczy impuls, niewyschnięte źródlisko? Na te i inne pytania o dziedzictwo kontrkultury próbują odpowiedzieć autorzy tekstów tworzących siódmy numer „Stanu Rzeczy”. Tom uzupełniają recenzje, m.in. książki Marty Bucholc Samotność długodystansowca.